BO JESTEM TAKA WRAŻLIWA

Nie stać mnie. Nie mogę. Nie mam czasu. To tylko niektóre z argumentów, których używamy, żeby w ostateczności nie pomagać innym.

Nie mogę jeździć do schroniska, bo nie jestem w stanie znieść widoku tych wszystkich porzuconych psów.

Znajomi z pracy zrzucili się przed świętami na paczki ze słodyczami dla dzieci z okolicznego domu dziecka, ale nie dałam rady zanieść ich razem z nimi. Serce mi się kraje za każdym razem, kiedy pomyślę, że są dzieci, których nikt nie przytula, nie pociesza, nie kocha. 

Wyłączam TV, kiedy widzę programy ze zmasakrowanymi zwierzętami i zakrwawionymi syryjskimi dziećmi, bo jak to widzę, to od razu chce mi się płakać.

Nie mogę na to patrzeć.

Ani razu nie odwiedziłam w hospicjum babci. To nie na moje nerwy.

To wypowiedzi, które znalazłam na forach internetowych, a z których płynie jednoznaczny wniosek: nie pomagam, bo nie jestem w stanie znieść czyjegoś cierpienia. Jestem taka wrażliwa. Tak mi źle z czyimś nieszczęściem. Ale czy bycie wyczulonym na krzywdę innych to cecha osobowości, którą w tym kontekście należy się chwalić, czy jednak  zwyczajna wymówka, by nie robić nic. Zero, null?

Zastanów się: czy to, że płaczesz na samą myśl o wizycie w schronisku zmieni fakt, że jakiś Czarek, Bonus albo Misiek będą mieli przytulniejsze kojce i pełniejsze brzuchy? Gdyby każdy z nas brak działań tłumaczył nadwrażliwością, wolontariaty przestałyby istnieć, a domy starości zmieniłyby się w domy samotności.

Masz miękkie serce? To wyprowadzaj schroniskowe psy, płacząc.

Pomagaj biednym, płacząc.

Nie odmawiam Ci prawa do przeżywania, wyrażania uczuć i pielęgnowania wrażliwości. Ale zachęcam do przemyśleń czy to na pewno ty jesteś tu osobą, która powinna mówić, że jej trudno.