KAFFESTUGAN, ALUNBRUKET [SZWECJA]

Gdy pojawia się w ogrodzie kawiarni, do której przyjeżdżamy po krótkiej wędrówce, pierwsi zagadujemy o jej psa. Suka przypomina Elvisa – tego w wersji cztery lata wstecz, pięć kilo mniej. Kiedy zaczynamy gawędzić o rasie parson russell terrier, reflektujemy, że wreszcie udzieliła nam się ta obca otwartość, która w small talki pozwala wchodzić jak w masło.

To Fläckig Snö, mówi o swojej suczce nasza nowa koleżanka seniorka. Śnieg w plamki – tak ją nazwali w hodowli, bo jest biała i całe podbrzusze pokryte ma łatkami…

Jeszcze chwilę gawędzimy o szaleństwie związanym z posiadaniem w domu terriera, jeszcze skrycie napawamy się tym, że nie tylko nasz jest taki narwany – ten szwedzki też bez klasy dusi się na smyczy – i żegnamy się czule, my, samozwańczy kynolodzy z Polski.

Kartę dań podają nam jedynie w języku szwedzkim. Translator w telefonie nie działa, trudno się dziwić –  jesteśmy w środku lasu, w uważanej za najstarszą w Skanii kawiarni. To tu, na terenie swojego gospodarstwa – Hilda Nilsson, znana okolicznym mieszkańcom jako wspaniała gospodyni domowa w 1930 zaczęła serwować gościom, sąsiadom oraz turystom schodzącym z pobliskich szlaków, kawę i ciasto. Dziś gości nas Johan, prawnuk Hildy. I kiedy podchodzi spytać, co dla nas – nie wiemy. Ciężar odpowiedzialności za ewentualną kulinarną wpadkę zwalamy na niego, prosząc, by podał nam wszystko to, co najlepsze. (Tak, jesteśmy banalni. I głodni.).

Po kilkunastu minutach, na naszym stole ląduje świeży obrus w kratę, wazon z pewnie dopiero co zerwanymi kwiatami, dzban z herbatą oraz z kawą, mleko, a także ciasto rabarbarowe, brownie i sernik. Określenia dzban używam nie bez pokrycia – cieczy starcza nam na co najmniej kilka dobrych filiżanek, co łącznie przekłada się na prawie trzy godziny biesiadowania. Biesiadowania wśród os i motyli, a także z zaglądającymi nam w talerze gałęźmi, przygarbionymi od gotowych już do spożycia jabłek.

Bo czas w Kaffestugan trochę się zatrzymał. Nawet nie to, że nie dociera tu sygnał WI-FI. Obserwując tych wszystkich ludzi, którzy podczas naszej niespiesznej degustacji dołączają do kolejnych stolików, dochodzę do wniosku, że tu, do wioski Alunbruket nie przedziera się współczesny świat, ten w którym samochody za chwilę jeździć będą same, a obsługę w supermarketach zastąpią roboty.

Tu jeszcze tętni prawdziwe życie, dyktowane przez prawa przyrody, mnożone w pamięci przez filiżanki kawy i herbaty.

Wsiadamy do auta, ze słodkościami w brzuchach i słońcem w głowach.

Kaffestugan, Alanbruket 101, 273 57 Brösarp