ZRÓWNOWAŻONA SZAFA

Kilka tygodni temu, razem z Miss Ferreirą i Olą Radomską zostałam zaproszona do kampanii Zrównoważona Szafa, w ramach której opowiadamy o tym, jak robić zakupy mądrze i bez wyrzutów sumienia.

Z wielką przyjemnością patronuję wrocławskiej Alei Bielany, w której znajdziecie nasze szafy kapsułowe i do której w przyszłym tygodniu zabiorę Was na wycieczkę – sprawdzić, co wiosennego pojawiło się w sklepach i na co – zgodnie z filozofią „mniej, ale lepiej”, warto zwrócić uwagę.

Podrzucam Wam dwie części naszej rozmowy. Kilkanaście minut spośród ponad godzinnej pogadanki na tematy ważne i te nieco bardziej błahe. Powspominałyśmy z Sarą i Olką czasy naszej młodości, trendy lat 90. (kto pamięta plecak Enrico Benetti, ręka do góry!), wymieniłyśmy się spostrzeżeniami na temat tego, jak i czy ewoluował nasz styl oraz podejście do mody; w końcu zwierzyłyśmy się z tego, jakimi dzisiaj zasadami kierujemy się, wybierając na zakupy odzieżowe i doradzamy, co zrobić, kiedy czasem po prostu mamy ochotę kupić sobie coś ładnego. Muszę przyznać, że wyszła nam z tego naprawdę fajna i wartościowa rozmowa. Zapraszam do obejrzenia obu części: 

CZĘŚĆ PIERWSZA:

CZĘŚĆ DRUGA:

JA KIEDYŚ KONTRA JA DZIŚ

Większość osób, które zapytacie o ich styl powie Wam, że teraz ubierają się o niebo lepiej, niż kiedyś. Bardziej znają swoje potrzeby, gust, wiedzą, co dobrze na nich leży, a co niekoniecznie. A ja Wam powiem, że mam na odwrót. O ile jako społeczeństwo często wstydzimy się swoich zdjęć z młodości, wytykając palcem bluzkę, której dziś nie zaszczycilibyśmy nawet półsekundowym spojrzeniem, o tyle sama osobiście mam dokładnie odwrotne doświadczenie.

Otóż, uważam, że kiedyś ubierałam się o wiele lepiej, niż teraz. I nie dlatego, że było mnie bardziej stać, czy dlatego, że miałam zupełnie inny gust. No właśnie ani nie było mnie stać, ani nie miałam jakiegoś specjalnie wyrafinowanego gustu (no umówmy się, zawrotnej kariery jako szafiarka nigdy nie zrobiłam ;) – ale modzie i ubraniom poświęcałam sporo miejsca w swoim sercu. Byłam królową lumpeksów. Z prostych, sieciówkowych ubrań potrafiłam stworzyć naprawdę fajne i niepowtarzalne stylizacje, a przede wszystkim bawiło mnie to, sprawiało radość, dodawało pewności siebie. A potem dorosłość z buta wkroczyła w moje życie, praca na stu etatach rozgościła się w moim harmonogramie tygodnia na dobre i kwestie dobrego wyglądu zrzuciłam gdzieś na dalszy plan. Nie to, że przestałam w ogóle interesować się modą, bo taki moment w moim życiu nie nastąpił nigdy, ale o ile kiedyś cieszyło mnie zdobycie jakiegoś oryginalnego ciucha, o tyle potem ta wszechobecna chińszczyzna i dostępność jednorazowych ubrań za grosze, przytłoczyła mnie.

Kilka lat żyłam sobie w odzieżowym marazmie, bardzo rzadko kupowałam nowe ubrania, nie chodziłam po sklepach – zresztą problem nadmiernej konsumpcji nigdy mnie nie dotyczył. Nigdy nie byłam dziewczyną, która zostawia całą wypłatę w Zarze czy H&M-ie. Raczej zawsze bardzo rozsądnie podchodziłam do tematu i nie dałam sobie nawet zamydlić oczu chińskim sklepom, które na początku mojej drogi blogowej przysyłały propozycję współpracy barterowych na potęgę. Korzystałam z nich, ale z głową. A potem, po tych kilku latach przyszło wielkie uwielbienie dla wszystkiego, co skandynawskie. Bardzo mocno zaczęłam interesować się i inspirować tym, co noszą Szwedki i Dunki. Ich praktyczne i wyważone, a jednak bardzo odważne podejście do mody, mocno przypadło mi do gustu.

[Poniżej wklejam Wam kilka ubrań / dodatków, które zwróciły moją uwagę podczas wizyty w Alei Bielany. Od góry: 2 x TK Maxx, Medicine] 

Czego w podejściu do mody nauczyłam się od Skandynawek?

1. Jakość nie ilość. Wiem, że to banał jak cholera, ale na przykładzie dziewczyn z Północy wyraźnie widać, jak dobre jakościowo rzeczy potrafią zrobić całą robotę. Czasem z pozoru zwykły dodatek, jak okulary przeciwsłoneczne czy fajne buty, stają się wisienką na torcie, a na pierwszy rzut oka normalny strój, zyskuje zupełnie nowy sznyt.
2. Przystępność. Ubrania mają być nie tylko przyjazne środowisku i ciału, ale powinny być także przystępne cenowo.
3. Funkcjonalność. Ubrania, które nie tylko będą ładnie wyglądać, ale które będą spełniać określone funkcje.

Przyznam, że na podstawie stylu Dunek starałam się stworzyć swoją kolekcję kapsułową dla Alei Bielany. Kapsułową, czyli zawierającą elementy, które będzie można łączyć ze sobą na wiele różnych sposobów.

W propozycjach mojej garderoby znajdziecie bardzo uniwersalne elementy odzieżowe, takie jak jeansy, długie płaszcze, basicowe t-shirty i koszulki z długim rękawem, ale przełamane fajnym dodatkiem: stylowymi okularami, czy wyróżniającym się obuwiem. Jeśli będziecie mieć okazję być na Bielanach, zapraszam do zerknięcia do naszych szaf – znajdziecie tam konkretne ubrania z podpowiedzią, w którym sklepie można je znaleźć. Starałam się dla Was wyszukać naprawdę fajne jakościowo, a jednocześnie przystępne cenowo rzeczy :)

Podsumowując: na co wg mnie warto zwrócić uwagę konstruując własną garderobę kapsułową oraz robiąc zakupy w centrach handlowych?

  1. Na własny styl. Modne pojęcia i światowe trendy swoją drogą, ale ostatecznie to TY będziesz chodzić w tych ubraniach. Zastanów się, jakie fasony lubisz, w których kolorach czujesz się dobrze i zamiast rzucać się na sukienkę, która podoba Ci się jedynie na wieszaku i która nijak nie dogadałaby się z resztą ubrań w Twojej szafie, przemyśl, czy nie lepiej zainwestować w coś, w czym faktycznie będziesz chodzić na co dzień.
  2. Na jakość. Nie trzeba wydawać góry pieniędzy, by mieć w swojej szafie dobre jakościowo rzeczy. Sklepy sieciowe nie od dziś zdają sobie sprawę z presji, jaka na nich ciąży, dlatego wychodzą do konsumentów z pomocną dłonią, tworząc chociażby kolekcje PREMIUM czy te cechujące się zrównoważonym podejściem do ekologii.
  3. Na użyteczność. Czy dana rzecz faktycznie przyda mi się w codziennym życiu, czy może założę ją tylko dwa razy do roku? I: czy ja w ogóle chodzę w obcasach?
  4. Na intuicję. Sztywne reguły zdają się być naprawdę na nic, kiedy odkrywacie na wystawie sukienkę, dla której jesteście w stanie sprzedać własną nerkę i samochód. No cóż, bywa i tak. Jeśli czujecie, że nie jest to chwilowy kaprys, a rzecz, która naprawdę sprawi Wam mnóstwo radości i pozwoli poczuć się ze sobą lepiej / piękniej, idźcie za ciosem. I nie róbcie sobie z tego powodu wyrzutów sumienia. Zakupy są przecież dla ludzi. Ważne jedynie, by robić je z głową. O!

[WPIS POWSTAŁ WE WSPÓŁPRACY Z ALEJĄ BIELANY]