O PODRÓŻOWANIU W CZASACH INSTAGRAMA

Od lat powstają publikacje, przewodniki, książki o tym, jak podróżować, żeby znajomi umierali z zachwytu, gdzie się pojawiać, żeby nasze zdjęcia zbierały największy wirtualny aplauz. Czy Instagram i media społecznościowe zmieniły sposób, w jaki podróżujemy? I jak w ogóle zwiedzaliśmy przed erą Instagrama?

10 najbardziej instagramowych miejsc w Polsce; Oto najbardziej instafriendly restauracje w Krakowie; Miejsca w Warszawie, które mają najbardziej instagramowy potencjał. To tylko niektóre z tytułów artykułów, które w ostatnim czasie pojawiły się w Internecie. Ba, sama dopuściłam się kiedyś publikacji o podobnym charakterze i zastanawiam się, czy takie teksty pomagają, czy raczej szkodzą? Bo to, że promują piękne lub nietypowe miejsca, to wiadomo, ale co z tymi mniej atrakcyjnymi, którym nie do twarzy nawet z filtrem Ludwig ani Valencią? Co z miejscowościami porzuconymi przez Boga, których potencjał virusowy wpisuje się raczej w konwencję wiocha.pl niż w idealne instagramowe kwadraciki. I w końcu – czy jest w naszym życiu jeszcze miejsce na spontaniczne zwiedzanie, bez sprawdzania na Instagramie zdjęć po określonych hasztagach i lokalizacjach?

Zdarzyło Wam się kiedyś wybrać na krótką wycieczkę poza miejsce zamieszkania i zapomnieć zabrać ze sobą telefonu (już nawet nie piszę o aparacie, bo jak wiadomo, bez niego – w dobie smartfonów – można się bez problemu obejść)? Mnie tak. I w momencie, kiedy się zorientowałam, odechciało mi się jechać. No bo jak to, nie będę mogła uwiecznić niczego na zdjęciach, pochwalić się w Internecie, będzie trzeba jechać tam jeszcze raz, bez sensu. Miałam świadomość tego, jakie to myślenie jest głupie –  ale mimo wszystko było mi smutno, że nie będę mogła podzielić się tymi wszystkimi emocjami z innymi.

Było, minęło. Z czasem zmądrzałam.

I o ile nie mam już absolutnie żadnego problemu z tym, żeby gdzieś pojechać i nie wspominać o tym w social mediach słowem, o tyle lubię sobie przed wyjazdem w dane miejsce sprawdzić, które miejsca są najbardziej fotogeniczne. Zrobiłam tak przed wyjazdem do Amsterdamu, sprawdzając przy tym np. lokalizacje najlepiej prezentujące się z drona. Nie szukałam co prawda, kawiarni, w których pankejki i kawa wyglądają najbardziej fancy, ani hotelu, w którym będzie można sobie pstrykać fotki z panoramą całego miasta w tle, ale mimo wszystko mniej lub bardziej zaplanowałam sobie cały wyjazd.

I teraz możemy sobie podyskutować, czy Instagram psuje podróżowanie czy raczej je wzbogaca? Z jednej strony – doceniam możliwość odkrycia nowych miejsc, dzielenia się nimi z innymi; z drugiej – czuję, że kroczenie śladem innych trochę zabija spontaniczność wyjazdów i napędza marketingową machinę – zaczynamy bywać w miejscach popularnych, które miały spryt i pieniądze, by zaoferować kilkudziesięciu blogerom darmowe posiłki/noclegi, dlatego tak często o nich czytamy i je widzimy.

A może, zamiast następnym razem pytać na FB znajomych „Co ciekawego zobaczyć w mieści X,Y,Z” i liczyć na ich rekomendacje, postawić na beztroską swobodę. Nawet, jeśli ta miałaby się skończyć obiadem w najmniej smacznej restauracji w mieście?

Wchodzicie w to?