Jeśli ze wszyskich znajomych Wam osób, mielibyście wskazać tę, która najmniej cieszy się z tego, co ma, byłabym to ja. Ja wiem, że w dobrym tonie jest głosić wszem i wobec, że zachwyca nas piękno małych rzeczy, że cieszy drobna chwila, ale nie ze mną te numery. Niestety.
*
Od życia żądam rzeczy wielkich, do szarej codzienności zgłaszam zastrzeżenia. I właśnie w tym tkwi moja zguba – w oczekiwaniu na te niezwykłe, niesamowite momenty, które uważam za jedyne godne uwagi, zapominając o tych zwykłych, nudnych chwilach. A przecież gdyby ktoś mi je zebrał – to zwykłe siedzenie na tarasie, zwykłe wychodzenie z psem, zwykłe życie, tęskniłabym za nimi niemiłosiernie. Nie da się przejechać całego życia na łabędziu, kurczowo trzymając wajchę w górę. Skądś zawsze wyłania się głos: koniec przejażdżki, następny!
*
Do wszystkich książek, których nie przeczytam, do wszystkich podróży, których nie odbędę: musicie z tym żyć. Tak jak ja, ze świadomością, że ominą mnie tysiące ważnych (a może właśnie tych nieistotnych) linijek, labirynty leśnych duktów, uliczek, sklepów i kawiarni, na których nigdy nie postanę. Wyobraźcie sobie, że ostatnio uznałam nasze potencjalne wakacje w innym kraju za bezsensowne, skoro w ciągu kilku dni urlopu nie zdołamy – choć byśmy nie spali, nie myli się i nie wychodzili z samochodu – dokładnie zwiedzić całego regionu. Przez określenie dokładnie mam na myśli, najlepiej: zobaczenie wszystkich istotnych miejsc, przejście się każdą możliwą ścieżką leśną (a co jeśli ta, która będzie najbliżej naszego domku nie będzie wcale najładniejsza?), zawitanie – do najlepiej – każdej kawiarni, która nawinie nam się na trasie itd. Nie idźcie tą drogą, bo niesie ze sobą wieczne poczucie niedosytu i niezadowolenia. Walczę ze sobą, by pojechać gdzieś na wakacje, bez poczucia, że cokolwiek muszę i odważyć się na spędzenie siedmiu godzin w jednej kawiarni, bez wyrzutów sumienia, że powinnam być w tym czasie w czterech innych miejscach. Mój głód doświadczania nowego, kiedyś mnie zje.
*
Parkin John C. w swojej książce „Fuck it. Rób to, co lubisz” pisze, że pierwszy raz w historii ludzkości mamy możliwość dopasowywania pracy do naszego życia, a nie odwrotnie. Chyba powinniśmy się z tego cieszyć. Kiedy sobie pomyślę, co naprawdę lubię robić, co sprawia, że chce mi się żyć, byłyby to zdecydowanie podróże (nie wydaje mi się, że jestem jakimś obieżyświatem, nawet na tle innych blogerek, wypadam słabo – chodzi raczej o uzależnienie się od doświadczania czegoś na nowo). A już najbardziej lubię etap planowania i organizacji – wyszukiwania lotów, hoteli, miejsc godnych uwagi, rozplanowywanie tras i sporządzanie harmonogramów. Nie wiem, czy w moich codziennych zajęciach nie marnuję swojego prawdziwego talentu. Może zamiast pisania powinnam otworzyć biuro podróży i wymyślać ludziom wycieczki. Takie, o których nawet nie śnili.
*
Na koniec dwa cytaty Brene Brown:
- Jedyną prawdziwą walutą w tym zbankrutowanym świecie jest to, co dzielimy z innymi, kiedy nie staramy się być fajni.
- Nie pytaj czego świat potrzebuje. Pytaj o to, co sprawia, że chce ci się żyć i właśnie tym się zajmuj.