Bolał mnie brzuch, kiedy to czytałam. Bolał mnie brzuch i zdałam sobie sprawę z tego, że pierwszy raz w historii mojego czytelnictwa książka powoduje u mnie fizyczne objawy.
Luty 2010. Okolice stawu rybnego „Mewa” w Cieszynie. To tu od kilku dni dryfuje ciało 2-letniego chłopca, którego nie sposób zidentyfikować. Nikt o nim nie mówi, nikt koło niego nie mieszka, nikt go nie szuka… Ewa Winnicka wraca do śledztwa sprzed lat, by obnażyć luki systemu prawnego w naszym kraju („Dwulatek w Polsce nie jest bytem oczywistym”) i ocalić bezimiennego chłopca od zapomnienia.
W I części książki reporterka skupia się na przebiegu śledztwa, rekonstruując wydarzenia niemal dzień po dniu, krok po kroku, słowo po słowie. Miałam przyjemność zapytać Winnicką na I zjeździe w Polskiej Szkole Reportażu, w jaki sposób to się robi. Jakim cudem – z taką szczegółowością oddaje się w tekście myśli policjantów, dialogi, które prowadzili przy okazji sprawy dobre kilka lat temu. Jak to się robi? Studiuje się kilkadziesiąt tomów akt sprawy, a potem jedzie się do tych ludzi i się rozmawia – odpowiedziała.
Basia jest dziewczynką otwartą i nie ma zahamowań. Pochwaliła się w przedszkolu, że jej tata zabił braciszka.
Skupienie na detalu, chłodny, urzędowy język reportażu potęgują opisywane wydarzenia, stawiając czytelnika w roli świadka śledztwa. W jednym momencie czujesz, że siedzisz w tym samym dużym pokoju, co Jarosław i Beata, i widzisz, jak znęcają się nad swoim dwuletnim synem, za to, że znowu płacze, a tak poza tym, to po raz kolejny zesrał się w pieluchę. Czy są to wystarczające powody, żeby kilkunastomiesięcznego chłopca skatować? Małżeństwo z Będzina co do tego jest dość zgodne.
Wiecie dlaczego ten reportaż spodobał mi się tak bardzo? Wcale nie dlatego, że porusza sprawy, o których warto mówić i pisać donośnym głosem. Też nie dlatego, że zazwyczaj trudno o tak poruszającej historii powiedzieć, że jest zła, nawet jeśli nie jest wybitnie napisana. Winnicka swoim stylem zdobyła moje serce. Jako reporterka – nie ocenia swoich bohaterów – ale w warstwie językowej sprytnie sygnalizuje, jakie może być jej stanowisko.
Włamania, zbieranie odcisków palców, robienie zdjęć podejrzanym, dokumentacja zabezpieczonego mienia. Niestety czasem trafia się trup. Hanzel wie, że nie można mieć w tej pracy wszystkiego.
Był sobie chłopczyk ląduje w pierwszej dziesiątce najważniejszych książek, które przeczytałam w ostatnim czasie. A Ewa Winnicka dołącza do plejady polskich reporterów, w których ślady chciałabym w przyszłości pójść.
Polecanko!