PODRÓŻE PO POLSCE I NIE TYLKO CZ. II

Mam wrażenie, że od kiedy mamy Ninę, jeździmy więcej, niż zwykle. Nie, ja nie mam wcale takiego wrażenia, ja to wiem! Po prostu jestem matką, która nie potrafi siedzieć z dzieckiem w domu, bo dostaje kurwicy, o! Jakiś czas temu podsumowałam Wam nasze pierwsze podróżnicze półrocze, dziś pora na drugą część.

 

SIERPIEŃ

 

Na początku miesiąca udało nam się odwiedzić czeską stronę Gór Orlickich. Wylądowaliśmy w mini Hobbitonie (to dokładniej scenografia do jakiegoś filmu, powstała w ogródku prywatnej osoby, miejsce zupełnie niewarte odwiedzin) i pokręciliśmy się trochę po kilku przygranicznych miejscowościach, by w drodze powrotnej zahaczyć o Kudowę-Zdrój (chyba najmniej lubiane przeze mnie dolnośląskie miasto uzdrowiskowe) oraz zachód słońca nad Szczelińcem Wielkim w Górach Stołowych.

Trafił nam się też jeden, wyjątkowo upalny weekend, podczas którego odbywało się Święto Ceramiki w Bolesławcu – i ja, zachłanna miłośniczka wszystkiego, co piękne i porcelanowe, musiałam się tam pojawić. Nie, żebym w Bolesławcu nigdy wcześniej nie była, bo mieszkałam wiele lat niedaleko, a i na dyskotekę w czasach młodzieńczych parę razy się tam pojechało… Jeśli będziecie mieć kiedyś okazję, polecam Wam to wydarzenie, bo oprócz kupna ceramiki bolesławieckiej (polecam outlet na obrzeżach miasta), swoje prace wystawiają artyści z całej Polski. Tego samego dnia odwiedziliśmy jeszcze o Kliczków i tamtejszy zamek.

Jako że w sierpniu pogoda sprzyjała wojażom, na nasz podróżniczy celownik, po raz któryś z kolei, trafiło również Arboretum w Wojsławicach. Mówią, że najpiękniej jest tam wiosną, zaręczam, że późnym latem również.

WRZESIEŃ

Wrzesień rozpoczęliśmy od kilkudniowej wycieczki do Warszawy – brałam udział w powstawaniu scenariusza pewnego serialu. Dziś już wiem, że nic z tego nie będzie, ale bardzo cenię sobie ten czas spędzony ze zdolnymi i pomysłowymi ludźmi + chyba załapałam zajawkę na pisanie scenariuszy (trudne to, jak cholera). Warszawy, jak lubiłam, tak nie lubię i nie zanosi się, by nasza relacja miała się kiedykolwiek zmienić. Podczas tego wrześniowego pobytu pracowałam od rana do godziny 19,00, a wieczorem przejmowałam pieczę nad Niną, więc absolutnie nigdzie nie byłam i nic nie widziałam :)

Zaraz po Warszawie pojechaliśmy do miejscowości Osowa Sień, gdzie mieści się pałac o tej samej nazwie. Relację spisywałam już tutaj. Pamiętam, że początek miesiąca był dla nas bardzo intensywny, bo 1. września przeprowadzaliśmy się do naszego mieszkania i zamiast rozpakowywać manatki, jeździliśmy jak szaleni po Polsce.

LISTOPAD

Październik minął nam na oswajaniu się z nowym domostwem i nigdzie nie wyjeżdżaliśmy (!). Za to listopad rozpoczęliśmy z pompą, bo wyjazdem na Madagaskar. Dzień po przyjeździe, świętowaliśmy urodziny Pawła taty w Hotelu Dębowym w Bielawie i w ramach tej wycieczki pojechaliśmy jeszcze do Polanicy-Zdroju (zdecydowanie nie mój klimat, na pierwszym miejscu są dla mnie zawsze Duszniki-Zdrój).

GRUDZIEŃ

I kiedy po Madagaskarze cierpiałam na depresję popowrotową, postanowiłam, że tak być nie może, kupujemy bilety w odrobinę cieplejsze strony. W taki oto sposób, zarezerwowałam bilety do Porto, gdzie bawiłam przez ostatnie kilka dni z moją córką Niną i Jowitą. Swoje spostrzeżenia z pobytu w tym mieście jeszcze Wam spiszę, dziś powiem tylko, że było ekstra.

Do końca roku zostały jeszcze jakieś dwa tygodnie, więc jest szansa, że mój grudzień nie skończy się na pobycie w Portugalii.

W 2019 roku życzę sobie jeszcze większej liczby podróży, z tym że mam mały kłopot – od kiedy zostałam matką, zaczęłam bać się podróżowania samolotem, szczególnie, kiedy lecę z dzieckiem…


Pierwsze i ostatnie zdjęcie: Jowita Pietroń