PRZEGLĄD PRASY

dsc_0817

Umówmy się – magazyny kobiece nie mają dziś dobrej prasy. Po części zastąpione przez blogi i serwisy internetowe, przestały spełniać swoje pierwotne role.

Przy okazji ostatniego wyjazdu, zrobiłam sobie mały przegląd aktualnych wydań i postanowiłam podzielić się z Wami kilkoma refleksjami na temat kondycji pism dla pań.

Tak jak się spodziewałam, najwięcej interesujących mnie treści znalazłam w Twoim Stylu. To ten typ pisma, który nie zawodzi mnie nigdy i idealnie sprawdza się jako towarzysz długiej podróży. Zapytacie: a więc, co my tu mamy? Już mówię. W najnowszym numerze kultowego pisma dla pań, znajdziemy m.in.:

  • świetną rozmowę z Mają Ostaszewską, która spogląda na nas również z okładki, manifestując: Kobieta brzmi dumnie. W wywiadzie pada ładne zdanie, które pozwolę sobie zatem zacytować: To, co dziś jest końcem świata, jutro może wydawać się błahe.
  • raport Seksizm po polsku: Co drugą nas spotykają obraźliwe uwagi na temat ciała, a kobiety w większości czują się w pracy lekceważone i dyskryminowane. Ważny tekst, którego tematykę poruszałam już na swoim blogu (Gwizdanie to nie komplement), mówiący o tym, że molestowanie w przestrzeni publicznej to również werbalne i niewerbalne zaczepki. Najgorsze jest to, że większość kobiet udaje, że nie widzi problemu, kwitując nieprzyjemne zajście słowami: Nie jestem przewrażliwiona, każdy może mówić, co chce – a przy takim podejściu problemu nie rozwiążemy nigdy.
  • Alfabet Osieckiej – interesujący artykuł o życiu i twórczości pisarki.
  • w dziale Podróże z kolei przeczytacie o Krainie Wygasłych Wulkanów – mikroregionie na Dolnym Śląsku, o którym wciąż jest cicho, a nie powinno. Z racji tego, że Paweł pochodzi ze Złotoryi, całe Pogórze Kaczawskie jest nam dość dobrze znane. W tekście przeczytacie m.in. o Villi Greta, która gościła już na tym blogu i którą miałam okazję odwiedzić latem.

L’Officiel – ta świeżynka trafiła do mnie za sprawą instagram friendly okładki, choć 19 zł wyjmowałam z kieszeni z niemałym oporem. Jak się później okazało, moje obawy były uzasadnione. Zacznijmy jednak od plusów: magazyn jest pięknie wydany, widać, że ogromną wagę przywiązuje się tu do graficznej strony całości. Wszelkie edytoriale, a nawet materiały poświęcone współpracom reklamowym, wykonane są najwyższym poziomie. Nie brakuje tu także treści – zamieszczone artykuły są długie, nasycone konkretem, a po ich lekturze czytelnik nie ma wrażenia niedosytu. Niestety z przykrością stwierdzam, że nie znalazłam tu tematów dla siebie – nie oznacza to oczywiście, że magazyn jest zły i niedobry, tylko po prostu nie wpisuję się prawdopodobnie w jego target. Żeby nie kończyć jednak tak pesymistycznie, polecę Wam trzy teksty:

  • wywiad z Agatą Buzek. Fajna, mądra i życiowa rozmowa przeprowadzona z aktorką przez Magdę Mołek.
  • filozofia marki Sturat Weitzman. Po przeczytaniu tego tekstu, nie będziecie mieć wątpliwości, dlaczego firma odniosła globalny sukces.
  • Maja Chitro przepytuje Karin Gustafsson, główną projektantkę marki COS: Nie ma konkretnej kobiety, dla której projektujemy. Ani jednego jej typu. Myślimy raczej o grupie dzielącej podobne myśli, zdanie. Uwielbiamy sztukę, doceniamy dobre wzornictwo. I tacy są też nasi odbiorcy. 

Uroda życia trafiła w moje ręce po raz pierwszy i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy w trakcie wertowania pisma, to liczba reklam. Występują przy każdym artykule, a wiele z nich wizualnie jest po prostu kiepska, co kłóci się z credo magazynu (luksusowy miesięcznik dla kobiet). Nie mogę powiedzieć, że brak tu treści, ale znowu – jak w przypadku magazynu L’Officiel – teksty nie trafiają do mnie. Mam wrażenie, że pismo celuje jednak w trochę dojrzalszą wiekowo czytelniczkę, której nie zniechęcą przepełnione psychologią, zadumą i motywacją artykuły. Skomentuję tylko jeden tekst:

  • tekst Pułapka dobrego samopoczucia to rozmowa z wykładowcą Uniwersytetu Sztokholmskiego o tym, że żyjemy w czasach, w których wypada pokazywać jedynie pozytywne nastawienie do życia oraz o tym, a przecież wcale nie musimy być idealni. Nie wiem, jak Was, ale mnie temat mówienia o niedoskonałości już męczy. Sama jestem poniekąd prekursorką tego trendu, ale kiedy 4 lata temu zakładałam profil ChPD byłam jedną z niewielu osób, która w specyficzny sposób poruszyła pewien problem. Dziś mówią o tym wszyscy i boję się, że zbyt duża liczba publikacji w mediach może przynieść odwrotny od zamierzonego skutek.

Elle. Po 28 stronach reklam przechodzimy do sedna. Jeśli interesujecie się modą, ta pozycja będzie z pewnością dobrym wyborem. Mnóstwo tu komentarzy dotyczących aktualnych kolekcji, przeglądów sklepowych itd. Ja w szczególności zwróciłam uwagę na następujące teksty:

  • artykuł o tym, w jaki sposób Tom Ford wspiął się na szczyt. Urzekła mnie jego niesamowita pewność siebie.
  • moda na postsowiecki szyk, czyli słowo, o takich twórcach, jak: Gosha Rubchinskiy czy Vetements.
  • rozmowa z Sabriną Pilewicz o tym, że w jej torebkach zakochały się polskie gwiazdy. Przy okazji tego tekstu, chciałabym poruszyć jednak kwestię tego, jak kultowy produkt może nieopatrznie zmienić się w produkt masowy. Dla mnie takim przykładem są właśnie torebki pani Pilewicz. Przez to, że widziałam je już na tak wielu blogach, u tak wielu celebrytek, nigdy w życiu nie zdecydowałabym się na zakup dodatku sygnowanego jej nazwiskiem. Coś, co w założeniu miało być ekskluzywne i unikalne, przez nachalną promocję stało się po prostu jednym z wielu.

To, co uderzyło mnie w większości magazynów, to liczba reklam. Przykładowo w Elle zaraz obok siebie mamy przedstawione oferty takich firm, jak: Apart, W.Kruk, chwilę dalej Lilou, a do końca magazynu pojawia się jeszcze kilkanaście innych marek biżuteryjnych lub producentów zegarków. Pół biedy z typowymi formatami reklamowymi, do których chcąc nie chcąc jesteśmy przyzwyczajeni. Nieświadomy odbiorca nie zdaje sobie jednak sprawy, że w 80% to, co widzimy w pismach to mniejszy lub większy efekt działań PR-owych lub marketingowych. Idę o zakład, że moja babcia przeglądając dany tytuł wierzy, że jakaś redaktorka poleca skórzaną torebkę, bo naprawdę jest świetnie wykonana, a nie tylko dlatego, że jej właściciel wykupił dziesięć stron dalej reklamę na 1/2 strony. Albo że ten wychwalany pod niebiosa krem to naprawdę dobry produkt, a nie tylko dowód wdzięczności za opłacenie zagranicznego wyjazdu prasowego.

Najsmutniejsze jest to, że reklama wkrada się również do treści typowo redaktorskich – trudno słowa dziennikarzy brać zupełnie serio, wiedząc, że większość rzeczy, o których piszą nie znalazła się tam tak zupełnie przypadkowo.