SZKODA ŻYCIA NA MARZENIA

Kiedy spełniają się Wasze marzenia i jest po prostu normalnie… Znacie to uczucie?

Praca marzeń po kilku tygodniach okazuje się pomyłką; upragniony kolor włosów, do którego zbieraliście się dobrych kilka lat w ogóle nie pasuje do Waszej karnacji; faceta ze snów najkorzystniej byłoby jednak wymienić na lepszy model…

Pisałam już o tym, że niewiele rzeczy w życiu okazuje się tak dobrymi, jak tego oczekujemy. Przeważnie, im dłużej czekamy z realizacją czegokolwiek, prędzej czy później urasta w naszej wyobraźni do nierealnych wymiarów. Ileż to razy oczyma wyobraźni widziałam siebie jako królową życia w tej drogiej sukience, a kiedy w końcu przyszło mi ją kupić, okazywało się, że wyglądam w niej zwyczajnie. Całe życie wyobrażałam sobie, jakie to wspaniałe uczucie zobaczyć swoją książkę na półkach w księgarni i odwlekałam ten moment w czasie, bo przecież tak wielka rzecz nie może przyjść ot tak, że przed trzydziestką – tymczasem zamiast salwy fajerwerków w brzuchu, było znów normalnie. Nawet nie chcę myśleć, jak bardzo mogę się rozczarować, kiedy w końcu przyjdzie mi kupić własne mieszkanie – przez tyle lat wyobrażenie na jego temat urosło w mojej głowie do rangi idealnego, wychuchanego, a w rzeczywistości pewnie raz, dwa, przejdę do porządku dziennego.

Piszę o tym, bo odnoszę wrażenie, że często zwlekamy ze spełnianiem marzeń, dodając im w myślach niezasłużonej wagi, idealizując i wynosząc pod niebiosa, z kolei sobie odmawiając kompetencji do ich realizacji, albo uznając, ze na ich spełnienie nie jesteśmy jeszcze gotowi. A potem, kiedy nareszcie po wielu latach uda nam się dopiąć swego, wychodzi, ze większą radość sprawiły jednak rzeczy mniej zaplanowane, te spontaniczne, które nie zdążyły jeszcze rozpakować walizek i rozłożyć swoich rzeczy w naszej głowie.

Więc zamiast kolejny miesiąc i rok pozostawiać pragnienia w sferze wizualizacji, lepiej przystąpić do ich realizacji. Istnieje przecież spore ryzyko, ze spełnione marzenie nie będzie takie piękne. Że nie jak ze snów…