Kontynuuję swój cykl myśli przywianych ze wszystkich stron świata. No bo cóż innego można uczynić, kiedy ma się jeden wielki przeciąg w głowie?
*
Na mojej osobistej szerokości geograficznej niebo płacze deszczem. Może oglądało wczoraj powtórkę Celebrity Splash, a może miało wieczorek poświęcony muzyce lat 90. i cytuje teraz Piaska. Albo gra na zwłokę, bo widziało jak w necie przeglądam sandały.
*
Śnią mi się po nocach pączki i cukierki skąpane w czekoladzie. I gdybym tylko mogła dojrzeć w nich tłuszcze utwardzone oraz wodorowęglany sodu, a ja wolę tylko błogie ciepło rozlewające się po całym ciele. Bo ja się wtedy nie boję, że mi spadnie iPhone piątka i z kompromitacją skończy swój bieg; że nie jestem wystarczająco ładna i że mogłabym nie odpowiedzieć na zadane pytanie w teleturnieju Jeden z dziesięciu, a wtedy @TadueszSznuk zabiłby mnie jednym tweetem.
*
Moje gardło mnie zdradza. Mówi do mnie głosem starego gruźlika, co zamelinował się na obskurnym gruzowisku życia i spod obszernej kapoty typu drelich wyciąga flaszkę. Nie mogę dojrzeć z tego miejsca etykiety, ale na 100% wiem, że nie jest to Finlandia.
*
A gdyby tak wyrzucić poza świadomość złe myśli i zmartwienia? Tak jak na amerykańskich filmach wywala się za okno ubrania ex-chłopaka, a w realnym życiu wystawia za drzwi worek ze śmieciami, bo na kolację była makrela?
To nie może być aż tak proste.
*
Albo pomyśleć o swoim życiu, tak bez powodu, że jest najlepsze na świecie, nawet jeśli z jeansów wywróconych do góry nogami nigdy nie wypada nam zapodziana piątka, a tylko skrawki posmarkanej chusteczki?
*
|Tytuł pochodzi z książki Najgorszy człowiek na świecie M. Halber|
*
Dobrego tygodnia!